Czarnogóra jako kraj, od strony wizualnej, bardzo ładny. I mam tu na myśli widoki, które stworzyła natura. Bo samo miasto to trochę powrót do lat 90 w Polsce. Za wyjątkiem starówki w Budvie, która jest piękna. Czarnogórcy ogólnie raczej mało przyjaźni. Niewielu z nich (w tym obsługa różnych lokali usługowych) mówi po angielsku. Mieliśmy naprawdę ogromny problem z dogadaniem się z nimi w wielu miejscach. Obsługa w hotelu opryskliwa. Ogólnie gdyby nie naprawdę smaczne jedzenie, to pobyt tam pozostawił taki niesmak w ustach, że prawdopodobnie zażądałbym zwrotu kosztów. Bo gdybym zapłacił 1000 złotych za osobę, to pal licho. Cudów bym się nie spodziewał. Ale to był koszt 3100 za osobę.
Zakwaterowanie
Zostaliśmy zameldowani w Aleksandar Hotel, który znajdował się w tym samym kompleksie co Slovenska Plaza. Sam pokój był czysty i nie było żadnych mankamentów. Od zewnątrz jednak hotel wyglądał bardzo słabo. Odpadające płaty farby z sufitu czy połamane okiennice to była norma.
Wyżywienie
To chyba najmocniejszy punkt naszego pobytu. Jedzenie było naprawdę pyszne. I dosyć spory wybór posiłków w bufecie. Na minus fakt, że do obiadu i kolacji nie były dostępne soki. Tylko zwykła woda. Pod koniec naszego pobytu zaczęło brakować tez czarnej herbaty, do tego stopnia, że kupiliśmy opakowanie w pobliskim markecie. Na uwadze trzeba mieć natomiast fakt, że używaliśmy stołówki z Hotel Aleksandar. Nie mieliśmy okazji jeść w Slovenska Plaza. Ten pierwszy ma wyższy standard niż drugi. (Aleksandar jest 4*, Slovenska 3*)
Obsługa w hotelu
To natomiast największa bolączka. Kupiliśmy wersje all inclusive. Po przyjeździe okazało się, że zakwaterują nas w Hotelu Aleksandar, bo Slovenska zamyka się, ze względu na koniec sezonu. Wszystko fajnie, pięknie, stołówkę mieliśmy niedaleko pokoju, ale bar z alkoholami mieliśmy używać ten ze Slovenskiej. Jeden bar, taki na basenie… podawana była tam oszałamiająca ilość napoi - całe dwa. Piwo i wino z kega. Nie muszę mówić jak smaczne one były. Bardzo zabawnie zrobiło się na drugi dzień naszego pobytu. W barze w którym mieliśmy delektować się piwem i winem odsyłali nas do tego baru od Aleksandar, bo ten przy basenie był zamknięty, a w barze Aleksandar odsyłali nas na basen, bo mieliśmy opaskę Slovenskiej. Praktycznie zostaliśmy bez dostępu do jakichkolwiek napojów. Po interwencji mojej żony u managera, łaskawie otrzymaliśmy pozwolenie na używanie tego baru Aleksandar. Tak, dobrze czytacie, na używanie. Bo jeśli myślicie, że stał tam barman, który zbierał zamówienia na jakieś drinki, to się grubo rozczarujecie. Przez większość czasu trzeba było sobie samemu lać piwo z dystrybutora. A nie muszę mówić jakie to wygodne po drugiej stronie lady. A jeśli chciało się drinka, to w barze stała przemysłowa lodówka (taka jak w sklepach, z szybą z przodu), gdzie można było znaleźć kilka alkoholi najniższej jakości. (Wódka, rakija, whisky, gin) Gin z tonikiem? Zapomnijcie. Przez większość naszego pobytu nie było toniku. Whisky z colą? Cola chyba pomyliła im się z winem, bo do teraz nie wiem dlaczego właśnie tak smakowała. Nie mówię już tu o jakichś wyrafinowanych drinkach jak Manhattan. Nie było takiej możliwości. Brak składników. No i tak jak wspominałem - te alkohole lało się samemu. To była jedna wielka porażka.
Plaża
Plaża jak plaża. Było ok. Kamienista, więc na boso bolało. Morze bardzo czyste. Woda bardzo słona. Leżaków nie było, ale to tez nie był już sezon.